78 views 6 min

0

Komentarzy

Witajcie na Flohmarktcie w Wiedniu!

- Wrzesień 22, 2020

Co sobotę w samym centrum Wiednia na Naschmarktcie – najsłynniejszym wiedeńskim targu,
odbywa się największy w stolicy Flohmarkt, czyli pchli targ,
na którym można kupić wszystko: przysłowiowe mydło i powidło.

Buty po wujku, pozłacane sztućce, magnetowidy i obrazy Franciszka Józefa.

Sobota. Wczesny poranek. Pani Hannah powoli wyjmuje kolejne kryształy z kartonów,
rozwija z gazet i ustawia w równym rzędzie na dopiero co skręconym stole. – 
Tutaj sprzedasz wszystko. Ja handluję zastawą i innymi drobiazgami, które mam po rodzinie.
Zawsze to te kilka euro więcej do pensji, a jak trafią się rozrzutni turyści, to potrafią ci i pół stoiska wykupić.

Rzeczywiście, z minuty na minutę plac zapełnia się nie tylko straganami,
ale też coraz większą liczbą potencjalnych kupców. Miejscowi, turyści, studenci szukający tanich książek,
kolekcjonerzy, kobiety przeglądające stosy ubrań. Robi się coraz tłoczniej, bardziej kolorowo, głośniej.
– Wszystko po dwa euro! Wszystko po dwa euro! – nawołują sprzedawcy w różnych językach.

Handlujemy, buszujemy, kupujemy
Naschmarkt, magiczne wprost miejsce, które jest opisane niemal w każdym przewodniku po Wiedniu,
trzeba zobaczyć. I z pewnością coś kupić. A jest co, handel tutaj kwitnie. Pogoda czy niepogoda,
ściągają tutaj tłumy chętnych do kupowania. Ceny bywają różne, choć główna zasada każdego ,,pchlego targu’’ mówi,
że ma być tanio. Różnorodna oferta przyciągnie każdego poszukiwacza unikatów. Od przedwojennych ubrań,
obrazów, naczyń, gadżetów, przez stare książki, płyty, kasety, po używaną elektronikę, rowery, motocykle.
Najgorliwsi fani antyków szukają zdobyczy już od szóstej rano. Każdy znajdzie coś dla siebie: zegary,
biżuteria, lustra, buty, futra, kapelusze, ozdoby, meble, stare magnetofony i gramofony z tubą.
Niektórzy sprzedawcy korzystając z pogody przy okazji handlowania opalają się.
Kobiety wystawiają na słońce nogi, ręce i twarze, mężczyźni prezentują tors.
Wciąż jednak sprzedawcy są zaangażowani w handel, a klienci – w łowy.

Historia za kilka euro
Widzę grupę ludzi kucających na ziemi, którzy z zainteresowaniem przegrzebują zgromadzone na kocu stare fotografie,
pocztówki i listy. Pisane piórem, z ponaklejanymi znaczkami, niektóre podarte, przerwane w połowie, nieco nadpalone.
Kucam obok nich i czytam początek listu: „New York, 4.08.1908 r.”, obracam jakieś zdjęcie,
z którego uśmiechają się dwie dziewczynki i widzę podpis: „Mit Eva, 1946”.
Rozsypaną historię nieznanych ludzi można tu kupić za kilka euro.
Listy pisane na kartkach wyrwanych ze starych zeszytów lub na papeteriach. Pisane niewyraźnie.
Chwilami litery są pościerane. – Dziwne miejsce – myślę. Ktoś sprzedaje czyjeś prywatne listy i pamiątkowe rodzinne zdjęcia…
Moją uwagę przyciągają stare fotografie z przełomu XIX i XX wieku.
Na jednym zdjęciu grupa młodych żołnierzy, z kolei na drugim dorośli mężczyźni z wąsami.
Fani starych fotografii mogą je nabyć już za około 8 euro. Pamiątki pachnące wojną, beztroską sprzed wojny, żalu po wojnie…

Ruchoma przymierzalnia
W ciągu tygodnia plac handlowy pełni rolę parkingu miejskiego. W sobotę zamiast samochodów rozkłada się tu targ staroci z czterema alejkami.
Zamiast wydzielonych miejsc parkingowych, wydzielane są stoiska.
Przy jednym z nich widzę handlującą młodą, modnie ubraną parę. Pakują klientowi zabytkowy zegar w reklamówkę H&M.
Furorę robi także wystawa starych pluszowych misiów. Ludzie fotografują, podziwiają, oglądają.
Moją uwagę zwracają dwie młode sprzedawczynie, handlujące ubraniami. Przede wszystkim ich nietypowa przymierzalnia.
Jedna z klientek stoi pomiędzy sprzedawczyniami i przymierza ubrania, otoczona zasłoną przytrzymywaną przez obie panie.
Polowe warunki nie zniechęcają klientek, które okupują stoisko.
Dochodzi południe. Tłum. Ścisk. Zgiełk. Mieszanina rozmaitych zapachów unosi się w powietrzu.
Ale warunki te wcale nie odstraszają ani turystów ani tubylców. Atmosfera jak z filmu. Ludzie szukają,
pytają, kupują. Sprzedawcy się przekrzykują. Kto ma lepszą cenę, kto ma lepszy towar, kogo wybierze klient.
– Za ile pan ma te plecaki? – pyta młody chłopak. – Za 50 euro! – Ile? Nie, to dziękuję. – Proszę poczekać!
Verhandeln Sie mit mir! Ile by Pan dał? – pyta sprzedawca, ale klient już stoi przy stoisku obok,
przy którym plecaki w cenie wywoławczej były po 29 euro.

 

Cały artykuł na :http://polonika.at/index.php/miesiecznik/spoleczenstwo/3059-witajcie-na-flohmarktcie

 

Aleksandra Pacak, Olga Zgórniak, Polonika nr 236, wrzesień 2014
http://polonika.at/

Zostaw komentarz