73 views 6 min

0

Komentarzy

Potężne, po-pandemiczne problemy transportu

- Czerwiec 28, 2021

Dług branży transportowej wzrósł w pandemii do rekordowej kwoty ok. 1,2 mld zł – wynika

z danych Krajowego Rejestru Długów. Są to głównie nieuregulowane rachunki najmniejszych

firm przewozowych; na zapłatę czekają m.in. banki oraz firmy leasingowe i faktoringowe.

Według Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej, od początku pandemii, czyli

od marca 2020 r. dług przewoźników i firm magazynowych (TSL) wzrósł z 978,8 mln zł do 1,18 mld zł na koniec

maja br. – o ponad 20 proc. Większość tej kwoty stanowią nieuregulowane rachunki najmniejszych firm

przewozowych. Na zapłatę od nich czekają głównie banki oraz firmy leasingowe i faktoringowe.

Prawie 15 proc. zadłużenia transportowcy mogliby spłacić, odzyskując własne należności od swoich kontrahentów.

Zgodnie z danymi KRD przekazanymi PAP, poziom zadłużenia sektora TSL rósł stopniowo także w poprzednich

latach – przed pandemią. Wyjątkiem był grudzień 2020 r., gdy kwota wszystkich zaległości nieznacznie spadła

do 1,11 mld zł. Od początku 2021 r. już sukcesywnie rośnie.

Jak zwrócił uwagę prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki, rosnące od

lat zadłużenie branży można tłumaczyć koniecznością mierzenia się polskich przewoźników z dużą konkurencją

na zachodzie oraz zmieniającymi się regulacjami dot. transportu towarów w poszczególnych krajach, które

wymuszą inwestycje w nowoczesny sprzęt.

To duży wydatek, który często wymaga finansowania z kredytu. W przypadku braku oszczędności i utraty

1-2 kluczowych klientów, firmy przewozowe zaczynają mieć kłopoty z regulowaniem tych zobowiązań,

co przekłada się na rosnące zadłużenie” – wyjaśnił. Dodał, że duża grupa przewoźników to niewielkie przedsiębiorstwa.

Łącki zaznaczył, że w czasie pandemii zadłużenie branży TSL nie wzrosło spektakularnie, głównie ze względu

na dobrą kondycję sektora e-commerce, z którym przewoźnicy współpracują, i który przez ostatni rok zgłaszał

zwiększone zapotrzebowanie na dostawy. „Nie bez znaczenia była też niezła kondycja polskiego przemysłu

i firm budowlanych, które starały się funkcjonować niemal bez przestojów” – dodał.

Pomimo wzrostu w pandemii kwoty zadłużenia firm przewozowych, liczba dłużników jest obecnie niższa niż

w maju ub.r. W pierwszej połowie 2020 r. obserwowano 7-proc. wzrost liczby dłużników. Najwięcej przedsiębiorców

z branży TSL zalegających z płatnościami odnotowano w bazie KRD w czerwcu ub. r. (23 460 firm).

Po nieznacznym spadku w kolejnych miesiącach pod koniec roku liczba ta zaczęła rosnąć. Aktualnie problem

nieuregulowanych zobowiązań dotyczy 23 316 firm. Zwiększyła się natomiast średnia

zaległość – z 44,7 tys. zł w 2020 r. do 50,5 tys. zł obecnie.

Liderami zadłużenia są firmy z Mazowsza, na których ciąży ponad 231 mln zł. Kolejne miejsca zajmują przedsiębiorstwa

ze Śląska (137 mln zł) i Wielkopolski (131 mln zł). Natomiast najmniej długów mają firmy z województw:

opolskiego (20,3 mln zł), podlaskiego (21,7 mln zł) i warmińsko-mazurskiego (27,8 mln zł). Wśród firm notowanych

w KRD przeważają jednoosobowe działalności gospodarcze (77 proc. wszystkich dłużników). Każda z nich ma średnio

do oddania kontrahentom ok. 50 tys. zł (6 proc. wartości łącznego zadłużenia branży TSL).

Na liście wierzycieli firm transportowych pierwsze miejsce zajmują banki (295,3 mln zł), a następne: firmy

zarządzające wierzytelnościami (233,8 mln zł) i leasingowe (189 mln zł, branża paliwowa (91,7 mln zł),

ubezpieczyciele (80 mln zł) oraz firmy faktoringowe (51,7 mln zł).

Branża TSL musi odzyskać od swoich dłużników prawie 171 mln zł. Niemal 55 mln zł to wzajemne długi branży,

czyli zobowiązania firm transportowych i magazynowych. 38,6 mln zł są jej winni przedsiębiorcy z sektora

handlowego, a 22,5 mln zł – firmy przemysłowe.

Jednymi z głównych wstrzymujących zapłatę są agencje spedycyjne, które pośredniczą w umowach przewozu.

Jak wyjaśnił Jakub Kostecki, prezes firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso, współpracującej z KRD,

w pandemii firmy na nowo ułożyły hierarchię płatności – w pierwszej kolejności płaciły za kupiony towar,

składki ZUS za pracowników oraz raty kredytu, wychodząc z założenia, że transport może poczekać.

Przedsiębiorcy zapominają o tym, że w branży transportowej standardowy termin płatności to aż 60 dni, a gdy

dochodzi do tego miesięczny poślizg w uregulowaniu faktury, robią się z tego aż 3 miesiące oczekiwania na zapłatę

od momentu wykonania usługi” – stwierdził. Dodał, że niezapłacone faktury i rachunki to zamrożone

pieniądze dla firm i dla całej gospodarki.

PAP/ as/

Zostaw komentarz