Niemal co druga firma planuje podwyżki w pierwszym półroczu 2022 roku – wynika z najnowszego
badania Instytutu Badawczego Randstad i Gfk Polonia. Ponad połowa z nich deklaruje wzrosty
wynagrodzeń na poziomie od 2 do 7 proc.
Jak czytamy w 44. edycji badania „Plany Pracodawców”, 48 proc. firm zamierza na początku roku podnieść płace
, przy czym połowa deklaruje wzrosty wynagrodzeń na poziomie od 2 do 7 proc. O wyższych podwyżkach, które mogą
zrekompensować wzrost kosztów życia, mówi jedynie co czwarty pracodawca planujący podwyżki.
Wskazano, że głównym czynnikiem decydującym o wzroście wynagrodzeń jest inflacja, natomiast drugim
elementem, który będzie kształtował politykę wynagrodzeń w przyszłym roku, są instrumenty wprowadzone
w ramach Nowego Ładu. Napisano, że część pracowników skorzysta na tych rozwiązaniach np. poprzez
podniesienie kwoty wolnej od podatku czy „ulgę dla klasy średniej”, natomiast część (głównie ci zatrudnieni
na stanowiskach menadżerskich czy wysokospecjalistycznych) będą mieli nieco zmniejszoną kwotę wypłacanego
wynagrodzenia.
„Wiele firm obserwuje obecnie działania firm konkurencyjnych wstrzymując się z podwyżkami mającymi na
celu +rekompensowanie+ obniżenie kwoty płacy netto dla części pracowników. Trudno tu więc o decyzje dotyczące
podwyżki wynagrodzeń takich samych dla wszystkich zatrudnionych u danego pracodawcy” – wyjaśniła ekspertka
rynku pracy Konfederacji Lewiatan Monika Fedorczuk. Dodała, że kolejnym czynnikiem, odgrywającym ważną rolę
w polityce kształtowania wynagrodzeń, jest potrzeba ograniczenia rotacji w firmach oraz pozyskanie nowych pracowników.
To ostanie – jak zaznaczyła – jest szczególnie trudne w sytuacji ograniczonych zasobów pracy na polskim rynku
oraz występującej luki kompetencyjnej.
Autorzy raportu wskazali, że warunki finansowe pracowników poprawią się przede wszystkim w branży obsługującej
nieruchomości, a także w sektorze nowoczesnych usług dla biznesu SSC/BPO. Ponadto, wśród firm planujących
podwyżki są przedsiębiorstwa zajmujące się finansami oraz ubezpieczeniami, a także transportem, gospodarką
magazynową i łącznością. Najczęściej podniesienia wynagrodzeń spodziewać się mogą pracujący na terenach wiejskich
poza aglomeracjami, najrzadziej zaś – w największych miastach.
Napisano, że po raz pierwszy od dwóch lat do ponad 30 proc. wzrósł odsetek przedsiębiorstw planujących zwiększenie liczby
pracowników. Najczęściej są to firmy z sektora transportu i logistyki oraz przemysłu. W obu przypadkach – jak
zaznaczono – ten odsetek sięga niemal 40 proc. Kolejne w zestawieniu są przedsiębiorstwa budowlane oraz firmy z sektora
nowoczesnych usług dla biznesu (po 34 proc.).
Jeżeli zaś chodzi o redukcje zatrudnienia, to najczęściej planują to firmy z branży finansowej i ubezpieczeniowej oraz
zajmujące się obsługą nieruchomości i innych przedsiębiorstw (odpowiednio 13 i 15 proc.).
„Mimo trudnego 2020 roku, firmy oceniają swoją kondycję jako zbliżoną do tej przed lockdownem. Odsetek przedsiębiorstw
planujących redukcję zatrudnienia jest również zbliżony do tego w latach 2018-2019, a odsetek zakładających wzrost
liczby pracowników jest blisko do rekordu, jeśli chodzi o listopadowe fale badania. Gdyby nie to, że pandemia się nie
skończyła, można byłoby powiedzieć, że wróciliśmy do normy sprzed dwóch lat” – skomentował wyniki badania specjalista
ds. rynku pracy w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych Łukasz Komuda.
Dodał, że presja płacowa to jeden z mechanizmów przyczyniających się do inflacji w Polsce. Ponadto – jak zaznaczył – przedsiębiorstwa
podbijają ceny, bo starają się odrobić straty po ubiegłym roku i antycypować rosnące koszty działalności. „Dane GUS za 9 miesięcy
2021 roku pokazują wysokości marż rentowności sprzedaży netto i brutto niewidziane od co najmniej 20 lat” – mówił.
Najnowsze badanie Randstad pokazuje również, że aż 81 procent firm w ostatnim czasie powróciło w całości do pracy stacjonarnej.
85 procent przedsiębiorców zatrudniających do 50 osób deklaruje, że działa w pełni stacjonarnie. „Największe zróżnicowanie
widoczne jest w firmach zatrudniających ponad 250 osób. Tutaj 60 procent pracuje w pełni stacjonarnie, 39 procent całkiem
zdalnie, a pozostali wykonują swoje obowiązki hybrydowo” – czytamy.
Na całkowity powrót do biur najczęściej decydują się firmy w miastach 20 tys. mieszkańców i na terenach wiejskich
(92-94 proc.). Tymczasem w największych aglomeracjach ten odsetek sięga 70 proc. W przypadku trybu hybrydowego
lub głównie zdalnego, w 1/5 firm pracownicy wykonują swoją pracę stacjonarnie na ogół przez cztery dni w tygodniu,
a tylko w co dziesiątym przedsiębiorstwie członkowie zespołu większość tygodnia pracują zdalnie. Najpopularniejszy jest
natomiast model, w którym pracownicy są w biurze przez 3 dni, a przez dwa wykonują swoje zadania z domu.
Zaznaczono, że pewną barierą rozwoju pracy zdalnej może być brak przepisów regulujących ten sposób wykonywania pracy.
Mimo rozpoczęcia prac nad zmianami w Kodeksie Pracy jeszcze w połowie roku 2020, nadal nie ma ostatecznej wersji regulacji.
„Zapewnienie pracownikowi warunków pracy takich samych jak w biurze wymagałoby od pracodawcy de facto wyposażenia
równolegle dwóch stanowisk pracy, co wiąże się z bardzo konkretnymi kosztami. Warto zauważyć, że proponowane formy
wsparcia pracy zdalnej lub hybrydowej koncentrują się przede wszystkich na ergonomii stanowiska pracy i zapewnienia łatwiejszej
współpracy w ramach zespołów zadaniowych” – podkreśliła Monika Fedorczuk. Wskazała, że w mniejszym stopniu pracodawcy
oferują takie rozwiązania, które mają na celu utrzymanie lub zapewnienie dobrostanu psychicznego czy zachowanie work-life balance pracowników.
Czytaj też: W Polsce produkcja w górę o 10,2 proc., w UE o 3, 6 proc.
PAP/kp